fot: Jarek Berdak |
Po pierwsze sama tarte flambée- specjał kuchni alzackiej. Jako frankofil zdecydowanie wolę ją niż włoską pizzę. Bo tarte flambée (płonące ciasto), to cienki placek z ciasta chlebowego, mocno rozwałkowany, wypieczony w gorącym piecu chlebowym opalanym drewnem w bardzo wysokiej temperaturze. Klasycznie podawany na małej łopacie piekarniczej, posmarowany crème fraîche (lekko kwaśna, tłusta, gęsta śmietaną) z dodatkiem plastrów cebuli i boczku.
fot: Jarek Berdak |
Tyle teorii, bo w Flambéerii znajdziemy nie tylko tarty klasyczne. Co jakiś czas pojawiają się w karcie nowe pozycje. Nie brak co ważne propozycji sezonowych. Każdy z pewnością znajdzie propozycję dla siebie! I co ważne- zawsze niepowtarzalne smaki łącz jedno- powtarzalna, wysoka jakość! Ja przyznam szczerze mam kłopot z wyborem mojej ulubionej.
fot: Sunil Nair |
fot: Sunil Nair |
fot: Sunil Nair |
Powód trzeci- samo miejsce. Niewielkie, klimatyczne, odrobinę ascetyczne. Idealnie pasujące do podawanych tart. Czy to samotny posiłek, spotkanie z przyjaciółmi czy zorganizowane urodziny- niespodzianka we wnętrzu Flambéerii zawsze jest miło.
fot: Sunil Nair |
Powód trzeci- pasja. Widać, że to miejsce powstało z pasji. Że nie jest to tylko kolejny koncept kulinarny, który powstał by uzupełnić lukę na warszawskim rynku kulinarnym. To ta pasja sprawia, że każda wizyta kończy się podobną przyjemnością i satysfakcją. Gdy przypadkiem traficie na jednego ze współwłaścicieli i posłuchacie ich opowieści o metodzie robienia tart, o składnikach... zobaczycie błysk w oku z jakim prawią o "placku" i poczujecie jakby Wam opowiadano o dziele sztuki.
Flambéeria ul. Hoża 61 (wejście od E. Plater 12/14)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń