sobota, 23 maja 2015

"Zły chłopiec..." Bogusław Linda intymnie i szczegółowo z Magdą Umer.


To nie będzie recenzja książki. Ja krytykiem nie jestem, więc nie będę porywał się na niemożliwe. To (jak wszystkie wpisy na blogu) będzie o przyjemności. "Zły chłopiec. Bogusław Linda w rozmowie z Magdą Umer"  to bowiem przyjemność obcowania choć przez chwilę z dwiema fascynującym i wybitnymi osobowościami. Choć raczej powinienem napisać z trzema, bo Lidia Popiel, tak obecna (w opowieściach i w przepięknych zdjęciach jej autorstwa) jest również ważnym bohaterem wywiadu.



Linda odkrywa przed nami swoje życie i to zadziwiająco szczerze i szczegółowo. Wszystko dzięki Umer, która umiejętnie steruje strumieniami jego wspomnień. Dając się wciągnąć w tę opowieść moderuje ją, "wyciąga" kolejne zwierzenia.

W każdym wersie czuć, że to pogawędki starych przyjaciół, którzy choć tyle o sobie wiedzą, są siebie bardzo ciekawi!

A co z tego wynika dla czytelnika? Czego się dowiadujemy? O czym jest "Zły chłopiec"? O życiu, aktorstwie, kobietach, lecz przede wszystkim o przygodzie! Bo ona tak często pojawia się wszystkich wspomnieniach:

"Przygoda jest sensem Twojego życia.
Tak."

... nic dodać, nic ująć.



Poznajemy Lindę samotnika i indywidualistę od bardzo osobistej strony. W opowieści, często okraszanej zabawnymi dykteryjkami, zaprasza nas do "swojego świata". Świata pełnego zadziwiających i mądrych refleksji nad ludźmi, rodziną, światem, Polską- po prostu nad życiem.

To właśnie powoduje, że jest to pozycja "dla każdego". Jedni z pewnością ugruntują swoje wyobrażenie o bohaterze, inni z ciekawością odkryją nowe oblicze jego osobowości.

Ja "pochłonąłem" wręcz tę książkę. Choć przyznam, że do niektórych akapitów wracałem kilkakrotnie, przemyśliwałem, studiowałem zdjęcia, do czego i innych zachęcam. Oddajcie się tej przyjemności (i nie omijajcie proszę fotokopii fragmentu pracy magisterskiej), bo tak chyba trzeba traktować tę lekturę.

Nie wystarczy przeczytać:

"Intensywność doznań. Czyli adrenalina po prostu. Nie lubiłeś się nudzić. A kiedy dojrzałeś na tyle, że to przestało być najważniejsze?
Nigdy. Zawsze najważniejsza była przygoda i kobiety. I to mnie gubiło"

czy:

"Już wtedy byłeś wielkim samotnikiem?
Marzyłem, żeby mieszkać gdzieś w ogromnym zamku czy olbrzymim domu i mieć swój schowek."

trzeba wrócić do poprzednich akapitów, zrozumieć sens, kontekst....



Tak o książce na odwrocie pisze wydawca, z czym nie wypada się nie zgodzić:

"Gwiazda kultowych filmów. Reżyser i wykładowca. Sportowiec. Mąż, ojciec. Bogusław Linda. Mówi się o nim, że niewiele mówi. Tym większa zasługa Magdy Umer, której nie tylko opowiedział swoje życie, ale i zrobił to ze szczegółami. Książka ta powstała na Warmii, w hotelu z widokiem na wzgórza. Rozmówcy jeżeli na jednym łóżku i prowadzili niespieszny dialog"... "Ale wszystko pod czujnym okiem... aparatu fotograficznego żony - Lidii Popiel."
""Zły chłopiec" to wspólny projekt wyjątkowych artystów, a przy tym sąsiadów".

I gdziekolwiek przyszło mi czytać, o jakiej by to nie było porze, sprawiało mi to wielką frajdę... przyjemność po prostu!

"Zły chłopiec. Bogusław Linda w rozmowie z Magdą Umer" Wydawnictwo Pascal 2015 r.

Fot. Lidia Popiel



Fot. Archiwum prywatne autora.

sobota, 16 maja 2015

Myślenie jest sexy! ... LABLife.

Myślenie jest seksowne! A ludzie myślący z reguły wzbudzają zainteresowanie. Lubię obcować z takimi osobami, gdyż sprawia mi to niekłamaną przyjemność. A blog jest o przyjemnościach, więc tego tematu nie mogło tu zabraknąć...



Wszyscy myślimy, ale jaką to stanowi wartość dla nas i dla naszego otoczenia? Czy projektujemy nasze myślenie? Czy myślimy o samym myśleniu?

Wiele przeczytanych na ten temat artykułów, kilka książek i rozmowy odbyte ze znajomymi. A wciąż jakbym wracał do punktu wyjścia...

Stąd mocno zelektryzowała mnie wiadomość, że w Warszawie powstaje takie miejsce, gdzie pod kierunkiem doświadczonych fachowców będzie można "pochylić się" nad tematem, próbować zgłębić tajniki, popracować nad jakością myślenia.

To miejsce to LABLife, które odwiedziłem już w dzień otwarcia w sobotni wieczór 9 maja 2015.

Zbyt wiele nie oczekiwałem po samej imprezie, która jak to otwarcie, rządzi się swoimi prawami. Chodziło raczej o to by sprawdzić, czy miejsce "dobrze rokuje". I przyznam szczerze, że dałem się mile zaskoczyć i to po wielokroć!

Pierwszym zaskoczeniem były tłumy. Wszyscy podekscytowani, rozgadani, uśmiechnięci, na luzie. Artyści, dziennikarze, intelektualiści, naukowcy... Tak różni, a jednak zjednoczeni w wymianie myśli. W powietrzu, w atmosferze rozmów czuło się, że oczekiwali takiego przybytku i wiele sobie po nim obiecują.

Zaskoczenie drugie - samo miejsce. W starej (choć świeżo odnowionej) śródmiejskiej kamienicy kryje się nowoczesna, funkcjonalna, minimalistyczna w wyrazie przestrzeń, która zadziwiająco współgra z otoczeniem. Trudno to było jednoznacznie ocenić ze względu na ilość ludzi, ale sprawiało wrażenie, że sprzyja refleksji i wyciszeniu.

Zaskoczenie trzecie - przepyszne kuchnia autorska Ady Marczewskiej (polska, sezonowa). Tak, bo LABLife to też świetna kuchnia "la BlaBla". Przestrzeń choć wydzielona, to jednak zintegrowana z charakterem i wystrojem LABLife. Z pewnością będzie miejscem nie tylko dla uczestników zajęć czy spotkań. Przygotowane przez Adriannę na otwarcie śledzie (na sianie - moje odkrycie kulinarne miesiąca), szparagi czy wołowina też z pewnością będą "magnesem". I to jakim!




Wystąpienia twórców (i współwłaścicieli) też dobrze wróżyły. W ich ustach słowa o spełnianiu marzeń, nie brzmiały jak banał i miały bardzo szczery wydźwięk. Tu myślenie będzie "miłym gościem". Będzie sexy!

To był wieczór pod znakiem hedonizmu.... i to w czystej postaci!

I tylko po wyjściu męczyły mnie myśli: tyle bodźców, taka masa przyjemności. A miało być tylko o sztuce i przyjemności myślenia....

Moje pierwsze wrażenia postanowiłem zweryfikować bardzo szybko, biorąc udział w pierwszym z cyklu spotkań "Myślenie o myśleniu", prowadzonym przez Małgorzatę Marczewską i Miłosza Brzezińskiego.




To był bardzo dobry pomysł. Spędziłem bardzo efektywnie (i przyjemnie) trzy godziny. Dokładnie tak jak tego oczekiwałam. A sądząc po opiniach pozostałych uczestników, nie tylko ja. Więc z pewnością będę tu wracał! Bo to właśnie jest miejsce jakiego szukałem, miejsce gdzie myślenie jest sexy!

A by lepiej oddać czym jest LABLife zacytuję Twórców tego miejsca:

"LABlife- sieciuje otwartych, komunikatywnych i ciekawych świata ludzi. Prezentuje różne sposoby myślenia o życiu i pracy w odniesieniu do najnowszej wiedzy z zakresu neuropsychologii,  genetyki i komunikacji interpersonalnej.
LABlife- to unikatowe w skali Polski i pierwsze w Warszawie miejsce gdzie eksperci, artyści, biznesmeni i naukowcy dzielą się skutecznymi strategiami działania; prowadząc warsztaty, szkolenia, wykłady i spotkania autorskie.
LABlife- to zaproszenie do spędzania wolnego czasu w konstruktywny i przyjemny sposób.
LABlife- to połączenie nowoczesnego ośrodka edukacyjnego z otwartym miejscem spotkań, kuchnią i sklepem z rzeczami do myślenia. LABlife tworzy jedyne w swoim rodzaju otoczenie wzmacniające strategie efektywnego działania biznesu i osób indywidualnych."

Na koniec wypadałoby choć po krótce przedstawić inicjatorów i pomysłodawców tego wyjątkowego miejsca:

"Inicjatorką LABlife jest Małgorzata Marczewska -  specjalistka od projektowania myślenia z ponad 20 letnim doświadczeniem.  Autorka m.in.: cykli „Uczucia z grupy Z”, „Dziki lokator” czy „Neurofitness”. Trenerka, projektantka modeli biznesowych. Specjalistka od potencjału w obszarach LIFE ART BIZNES. Inicjatorka Thinking Design w Polsce –wiedzy wspierającej rozwój świadomości i realizację życiowych marzeń.
Angażuje się w projekty kreatywne oraz współpracę z twórcami. Wykładowczyni w Warszawskiej Szkole Filmowej. Współpracowała m.in. z Towarzystwem Inicjatyw Twórczych „ę”, Centrum Nauki Kopernik, Fundacją Sztuk Wizualnych, Festiwalem Camerimage, Nowe Horyzonty, FILM PRO. Prezeska Izby Coachingu dwóch pierwszych kadencji. Wspierała w rozwoju czołowe polskie i międzynarodowe firmy, t.j.: Hotele SPA dr Irena Eris, Netia,Pliva, Europapier, Inteligo, Citibank czy L`oréal. Promuje uważność, troskę i czułość jako sposób na wzmacnianie własnej siły i rozwój społecznego zaufania. Interesują ją design, nowe technologie, fizyka kwantowa oraz najnowsza wiedza o możliwościach ludzkiego mózgu."

Adriana Marczewska – szef kuchi w „La Bla Bla”. Od 3 lat prowadzi firmę „Good Food For You”. Współprowadzi program  kulinarny „Ślinotok” dla telewizji Kuchnia Plus.  Prowadzi warsztaty poświęcone sztuce kulinarnej (m.in. w „Zielonym Jazdowie” działającym przy CSW w Warszawie). Pracowała m.in. jako szef kuchni w restauracjach „Instalacje Art Bistro” oraz  „U Artystów” w Warszawie. Uczestniczy w 4 edycji programu „Top Chef” w telewizji Polsat

Fot. Piotr Książek

LABLife na Facebook: LABlife
La BlaBla na Facebook: La BlaBla

LABLife Warszawa ul. Noakowskiego 16

środa, 6 maja 2015

Jak dobrze być facetem, czyli wizyta w Barberian Academy & Barber Shop.

Jak dobrze tu być ponownie! Już przy wejściu pojawia się odprężenie i oczekiwanie na godzinę fajnych męskich przyjemności! Dreszczyk emocji... Serio!

Ilekroć tu trafiam (a trafiam często z racji zarostu) mam wrażenie, że to jest "to", że jestem właściwym człowiekiem we właściwym miejscu. I sądząc po spotykanych tu klientach (zwykłych "brodaczach" ale i "znanych twarzach") nie tylko ja. 

Bo Barberian to nie tylko fryzjer i golibroda! To ucieleśnienie barberskiej kultury, z całą jej historią, tradycjami i...urokiem. I choć z pewnością profesjonalny zespół zajmie się odpowiednio pielęgnacją męskiego owłosienia (o czym poniżej) to nie z tego powodu większość klientów odwiedza to miejsce!

Już przekraczając próg salonu czujesz korzenne aromaty  specyfików do pielęgnacji (właśnie! mocne, korzenne, męskie, żadnej chemii tak typowej dla zwykłych "zakładów" czy "atelier") co w połączeniu z zapachem kawy podawanej klientom już przy powitaniu wprawia w dobry nastrój.

Samo miejsce jest klimatyczne. Odrobina eklektyzmu, surowa cegła, skóra kanap i foteli barberskich, dużo miedzi, dominujące czerń i biel, rogi na ścianach, gabloty z produktami do pielęgnacji. Dla mnie trafione w punkt. Kolejny powód by poczuć się dobrze.

Personel, ekipa ubranych na czarno brodaczy sprawnie zaopiekuje się klientem. Łatwo z nimi nawiązać "kumpelskie" relacje (o to też wszak tu chodzi), ale bez zbytniej poufałości czy braku atencji dla klienta.

Zanim trafię na fotel, przez głowę przebiega myśl, Jak dobrze, że wracają takie miejsca i ta tradycja. Gdzie facet może poddać się zabiegom pielęgnacyjnym (choćby twarzy po goleniu), oddać się niekłamanej przyjemności, mieć godzinę tylko dla siebie i nie musieć się tłumaczyć z "metroseksualizmu" czy "zniewieścienia". To jest to!

Dziś tylko broda. Ale za to pełen komplet. Nie będę opisywał co, jak i dlaczego krok po kroku. Tę wiedzę ma Mistrz Roman Romić. Zainteresowanych odsyłam do niego. Z pewnością z chęcią się nią podzieli i ze swadą opowie. Skupię się raczej na wrażeniach i odczuciach, bo o tym jest ten blog.

Srzyżenie, trymowanie brody. Ten etap jest najmniej efektowny czy przyjemny. Ale lubię gdy z "chaszczy" pojawia się kształt. Zaczynam widzieć jaki będzie efekt końcowy i jaki był podstawowy cel mojej wizyty.

Gorący ręcznik. Gdy spowija moją twarzy odpływam. Na rozłożonym barberskim fotelu, w pozycji horyzontalnej, otulony przyjemnym ciepłem mam cały świat w nosie! Nawet gadających na sąsiednich fotelach facetów (bo faceci plotkują jak kobiety! poważnie! tematy są tylko inne... ale plotkują). I to jeden z najprzyjemniejszych elementów wizyty. Zarost dzięki temu jest zmiękczony do golenia brzytwą a skóra twarzy gotowa do masażu. Zawsze wychodzę z postanowieniem że gorący ręcznik "zafunduję" sobie w domu sam. Tak to lubię. Niestety to tylko postanowienie a kolejny gorący ręcznik czeka na mnie dopiero... przy kolejnej wizycie.


 

Brzytwa. Zawsze miałem szacunek do tych, co potrafili posługiwać się brzytwą! Sztuka. Męska umiejętność, która tak mnie fascynuje (wspomnienie ukochanego Dziadka) a za którą nigdy nie miałem odwagi by się zabrać. I znów przyjemnie. Mydło do golenia - zapach dzieciństwa (takie prawdziwe, nie chemiczne). I znów dreszczyk emocji czy Mistrz mnie nie zatnie, nie skaleczy. Po brzytwie jest już tak jak być powinno! Wizualnie perfect. Cholera. Nawet sam zaczynam się sobie podobać! Czy to aby nie jest niebezpieczne?





 

Masaż twarzy. Prawie kończy dzieło. Przygotowana gorącymi ręcznikami twarz,  potraktowana odpowiednimi olejkami poddaje się masażowi. Jest w tym wszystko. Przyjemność, odprężenie, relaks. I znów zapachy: żywiczne, ostre, ciężkie, męskie. Czuje się wręcz wypoczęty! A twarz nabiera świeżości.

Opalanie ogniem.Cóż. Niestety mamy owłosienie w pewnych miejscach dość... wstydliwych, a w każdym bądź razie niezbyt estetycznych. Nos, uszy. Trzeba się tego pozbyć, by efekt był perfekcyjny. Można "to" przyciąć, podgolić... Ale Mistrz Roman ma lepszą metodę. Zaczyna się spektakl. Opalanie ogniem. Od dziecka zafascynowany ogniem z ciekawością obserwuję, podziwiam i poddaję się temu zabiegowi. Przypomina się w tym momencie, jak Babcia opalała nóżki świńskie przed zrobieniem ich w galarecie. Wiem, że porównanie może przestraszyć, ale bez obaw. Wprawna ręka golibrody zrobi to sprawnie, efekt będzie niesamowity, a i wrażenie wyjątkowości tej "procedury" podnosi prestiż i wrażenie fachowości. Ponoć metoda opalania, to turecki zwyczaj... Nie wiem czy to tylko zgrabna "historyjka", czy tak faktycznie jest, ale nigdy wcześniej się z tym nie spotkałem.




Jeszcze odrobina szczotkowania, olejku do brody i oto "nowy ja".  Zadowolony, dopieszczony, odprężony. Fajnie jest być facetem!





Na koniec koniecznie pamiątkowe zdjęcie z Mistrzem Romanem (Roman Romić).

Zdjęcia: GRL.photo - Przemysław Pałubiński 

Podziękowania dla: Roman Romić i ekipa Barberian Academy & Barber Shop ul. Emilii Player 25
Barberian na Facebook